123

środa, 29 czerwca 2011

Zielińska zatańczy z Terrazzino

Katarzyna Zielińska została nową partnerką Stefano Terrazzino! Ale tylko w 13. edycji "Tańca z gwiazdami".

  Katarzyna Zielińska i Stefano Terrazzino będą jednymi z faworytów 13. edycji show .
Para już się poznała, a lada moment rozpocznie również wspólne treningi.
Terrazzino wraca do programu po krótkiej przerwie - nie brał udziału w ostatniej edycji, bo przygotowywał się do profesjonalnych konkursów.
Aktorka może uważać się za szczęściarę, bo Włoch ma na koncie aż dwa zwycięstwa w poprzednich edycjach. Zdobył Kryształowe Kule w parach z Kingą Rusin i Agatą Kuleszą.


Jest więc szansa, że powiedzie mu się i z Zielińską.
W jesiennej edycji "Tańca z gwiazdami" zobaczymy również m.in. Katarzynę Herman w parze z Rafałem Maserakiem i Weronikę Marczuk z Janem Klimentem

czwartek, 23 czerwca 2011

Anna Gornostaj: Wychowałam się w cyrkowym wozie


Pierwsze tygodnie życia spędziła z mamą w drewnianym wozie cyrkowym. Anna Gornostaj (51 l.), czyli Róża z serialu "Barwy szczęścia" oraz Mitzi z filmu "C.K. Dezerterzy", opowiada o dzieciństwie w największym lunaparku w czasach PRL-u.

Skąd to nazwisko? Od nazwy wsi Gornostajewka. Mój dziadek był zesłańcem syberyjskim, Rosjanie wywieźli go daleko na północ. Do dziś wieś leży w tzw. zakrytej zonie, co oznacza, że ciężko tam się dostać, dotrzeć do dokumentów cerkiewnych.

Przeczytaj koniecznie: Barwy szczęścia LEPSZE od Na Wspólnej - mają MILION widzów więcej

Niewiele wiem o rodzinie ojca. Był najmłodszym dzieckiem. Gdy miał 16 lat, matka wsadziła go do ostatniego pociągu jadącego do Polski, starsi jego bracia zostali z nią. Myślę, że wybrała go, bo był najzdolniejszy, najbardziej przedsiębiorczy. Bo jak miał poradzić sobie nastoletni chłopak, który nie ma w Polsce nikogo? Poradził sobie. Skończył politechnikę, jeszcze w czasie studiów zaczął konstruować i budować karuzele.

Ojciec pochodził z Lidy, dziś to Białoruś. Nienawidził tego, że w dowodzie miał wpisane: miejsce urodzenia - ZSRR. Więc gdy mama miała mnie urodzić, zmusił ją, by stało to się w Warszawie, by szansa, że jego dziecko w papierach będzie miało ZSRR, była jak najmniejsza. I urodziłam się w Warszawie, choć mamę kosztowało to wiele.

Moi rodzice przez 40 lat prowadzili największy lunapark w Polsce. Podróżowali od miasta do miasta, jedynie na zimę ściągali do Jeleniej Góry, gdzie mieli mieszkanie. Urodziłam się w lutym, a była wtedy sroga zima. I ta moja biedna mama pierwsze tygodnie spędziła ze mną w drewnianym wozie cyrkowym, bez toalety, bez ciepłej, ba, bieżącej wody, za to w stolicy.

Do 11. roku żyłam z rodzicami w tym wozie, odrabiałam lekcje, spałam. Do dziś pamiętam, jak wyglądał. Podzielony był na trzy części, sypialnianą i kuchenno-jadalną, a pomiędzy nimi była kasa. Żyliśmy tak w piątkę, rodzice, dwójka mojego przybranego rodzeństwa, ja. I jeszcze kilka zwierząt.

Z moim rodzeństwem było tak. W pewnej miejscowości w Polsce codziennie do lunaparku przychodził 12-letni chłopak, stał pod karuzelami, z czasem zaczął pomagać. Rodzice zainteresowali się jego losem, okazało się, że miał ojczyma, którego nie akceptował. Po rozmowie z jego rodzicami moi zdecydowali się zaopiekować się nim, wykształcić. Dziś jest znanym biznesmenem. Podobna historia z ojczymem, z którym nie ma zgody, zdarzyła się mojej siostrze.

To było życie, którego już nie ma, trochę jak z włoskiego filmu "La Strada". Musiało podobać się rodzicom, była to namiastka wolności w czasach komunizmu. Pociągało ono ojca pod względem ludzkim. Miasteczko przyciągało wielu ludzi wyrzuconych poza nawias społeczeństwa. Kryminalistów lub takich, którzy w komunie nie mogli znaleźć pracy, jak mój ojciec, który siedział w więzieniu po rozruchach w Poznaniu. I ojciec za tych wszystkich ludzi czuł się odpowiedzialny.


W ,,Barwach Szczęścia" po wakacjach - część pierwsza


Kłopoty ze ślubem Kaśki Górki i Ksawerego, problemy burmistrza Marczaka ze śliczną asystentką i kolejne brutalne ataki Rafała Gordona. Oto, czego możemy spodziewać się w jesiennych odcinkach "Barw szczęścia".


Co prawda Ksawery (Sebastian Cybulski, 29 l.) i Kinga (Agnieszka Kawiorska, 29 l.) zakończą swój romans, ale Tymon (Hubert Jarczak, 27 l.) przecież wie doskonale, że Rybiński był niewierny. Może zechce podzielić się z tym z Kasią?
Ale zazdrosna o Górkę Kinga nie da o sobie zapomnieć kochankowi, zwłaszcza gdy przygotowania do ślubu nabiorą tempa. Może się okazać, że Ksawery nigdy o niej nie zapomni. Czy tą niespodzianką będzie... ciąża?
Patrz też: Barwy szczęścia LEPSZE od Na Wspólnej - mają MILION widzów więcej
Iza Gordon (Agnieszka Wagner, 41 l.) będzie wreszcie szczęśliwa z Szymonem (Piotr Domalewski, 29 l.), ale Rafał (jacek Mikołajczak, 51 l.) znów wmiesza się w ich sprawy. Jak tym razem zatruje Izie życie?
Nad Marczakami zbiorą się czarne chmury. Wszystko za sprawą Sylwii (Agnieszka Żulewska, 24 l.), która kompletnie podporządkowała sobie burmistrza (Bronisław Wrocławski, 60 l.) Anna (Dorota Kolak, 54 l.) jej nie ufa. I bardzo słusznie, bo Sylwia to kret nasłany przez wroga Marczaka!

Ojcowie w serialach. Kumple czy tyrani?



Nieobecni, nadgorliwi, przyjacielscy lub zagubieni. Serialowi ojcowie w relacjach ze swoimi dziećmi starają się, jak umieją, być idealnymi tatusiami, ale czasem los rzuca im kłody pod nogi.

Paweł Lubicz (Tomasz Stockinger) z „Klanu” był szczęśliwym ojcem dwóch córek, gdy urodził się Paweł junior (Szymon Kanownik). Dojrzałe ojcostwo ma dla dr. Lubicza mnóstwo plusów. W końcu ma z kim porozmawiać o sporcie!

... i po latach

W trudnej roli – ojca, który po latach dowiaduje się, że ma córkę – jest Piotr Gawryło (Marek Bukowski) w „Na dobre i na złe”. Chciałby z Tosią (Gabrysia Świerczyńska) nawiązać bliższy kontakt, ale dostępu do dziecka broni jak lwica jej matka (Anna Dereszowska).

Trudne zadanie ma też Stefan Górka (Krzysztof Kiersznowski) w „Barwach szczęścia”. Czy żeniąc się z Ukrainką Oksaną (Olena Leonenko), będzie umiał być ojcem dla jej ukochanego syna Saszy (Piotr Żukowski)?

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Barwy szczęścia LEPSZE od Na Wspólnej - mają MILION widzów więcej

"Barwy szczęścia" gromadzą ponad milion więcej widzów niż emitowany w tym samym czasie serial "Na Wspólnej". Jednak wojna na serial codzienny między TVP2 i TVN trwa - nowe odcinki obu produkcji widzowie zobaczą jesienią.

piątek, 17 czerwca 2011

Kasia Zielińska w Tańcu z gwiazdami! Będzie najdroższą uczestniczką jesiennej edycji

Kasia Zielińska (32 l.) na jesieni zatańczy w „Tańcu z gwiazdami”. Jej obecny partner, Wojciech Domański, troszczy się nie tylko o ukochaną, ale także o jej interesy. Jak zdradza pracownik TVN, to właśnie dzięki niemu aktorka będzie najdroższą gwiazdą jesiennej edycji.

Po rozstaniu z producentem „Pytania na śniadanie”, Kubą Zańczakiem, aktorka długo nie mogła spotkać swojej drugiej połówki. Ukojenie i zrozumienie znalazła dopiero w ramionach Wojciecha Domańskiego. Mężczyzna jest przystojnym i opiekuńczym finansistą. U jego boku Kasia czuje się w pełni szczęśliwa. Kając przy sobie ukochaną osobę, sukcesy zawodowe bardziej cieszą. Kasię Zielińską możemy oglądać w serialu „Barwy szczęścia”, gdzie gra elegancką panią redaktor, Martę Walewską. Aktorka zadebiutowała na wielkim ekranie w komedii „Och, Karol 2”, a już przed gwiazdką zobaczymy ją w „Listach do M”.

czwartek, 16 czerwca 2011

Iwona i Alek na garnuszku teściów? (barwyszczescia.pl)

Alek leży chory w domu. Selim przychodzi, by zbadać syna i już od progu traktuje Iwonę jak powietrze. Widząc stan Alka Korycki ma dla niego pewną propozycję... Zapraszamy na 610. odcinek „Barw Szczęścia”, a w nim...

- Może czas skończyć z tą prowizorką? - Selim ostro patrzy na Alka.
- Słucham?
- Przecież widzę, że ledwo wam starcza na życie. Jak zamierzacie sobie dalej radzić? - Selim atakuje syna, który ucieka wzrokiem. Ojciec szybko przechodzi do rzeczy.
- Zamieszkacie u nas! Nie ma co dyskutować. U nas znajdzie się miejsce i sprawa załatwiona.
- Tato, ale ja muszę porozmawiać o tym z Iwoną.
- Dobrze, chociaż nie mogę powiedzieć, że to rozumiem. Jesteś głową rodziną i to ty powinieneś podejmować decyzje!

Po wyjściu ojca Alek od razu chce poznać zdanie swojej żony na temat przeprowadzki. Dziewczyna mało nie eksploduje. Propozycja jest dla niej nie do przyjęcia.

Stop! Więcej nie zdradzimy! Jak zakończy się ta rozmowa? Czy młodzi dojdą do porozumienia i wyprowadzą się do rodziców Alka? A może pokłócą się na dobre? Oglądajcie ostatni odcinek w sezonie, bo emocji z pewnością nie zabraknie!


Katarzyna Zielińska ma wszystko o czym można marzyć: satysfakcjonującą pracę, ukochanego narzeczonego i plany na przyszłość.



Stwierdzenie, że szczęście się do niej uśmiechnęło byłoby nadużyciem - ona sobie na nie ciężko zapracowała. Powoli, ale konsekwentnie po szczeblach kariery wspięła się na sam szczyt popularności. Niedawno znalazła też miłość swojego życia - Wojciecha Domańskiego.

Aktorka długo była obsadzana w drugoplanowych lub epizodycznych rolach. Dostrzegli ją dopiero producenci "Barw szczęścia". I to był strzał w dziesiątkę! Widzowie pokochali Kasię jako energiczną Martę Walawską, współczuli jej gdy przeżywała zdrady męża, a teraz kibicują związkowi z Robertem Romanowskim (Marcin Czarnik).

Trzymają za nią kciuki również w programie "Kocham Cię, Polsko!" gdzie Kasia jest kapitanem jednej z drużyn. Ostatnio mogliśmy ją oglądać także na dużym ekranie. Aktorka zagrała ognistą Irenę w komedii "Och, Karol 2". Na swoją premierę czeka też inny film z jej udziałem "Listy do M".

Jakby tego było mało, w tym roku uhonorowano ją najbardziej prestiżową telewizyjną nagrodą w Polsce. W lutym Zielińska otrzymała Telekamerę Tele Tygodnia.

Jeszcze rok temu do pełni szczęścia brakowało jej tylko ukochanego mężczyzny. Zraniona po zerwaniu ze swoim partnerem Kubą Zańczakiem (producentem "Pytania na śniadanie") długo nie mogła znaleźć drugiej połówki. Jej serce uleczył dopiero Wojciech Domański.

Aktorka jest nim zafascynowana - nie dość, że rewelacyjnie wygląda, jest wysportowany i elegancki, to także bardzo opiekuńczy i przedsiębiorczy. Jednym słowem ideał.

- Wojtek to ambitny finansista, a życiowo - mężczyzna z głową na karku. Bardzo dba i troszczy się o ukochaną, ale także pilnuje jej interesów - powiedział tygodnikowi "Świat i ludzie" znajomy aktorki.

Ostatnio sprawdził się przy negocjacjach z producentami show... "Taniec z gwiazdami".

- To dzięki niemu Kasia będzie jedną z najdroższych gwiazd jesiennej edycji - zdradza pracownik TVN-u.

Aktorka na razie nie chce komentować tych rewelacji. Może skupia się na treningach, a może na przygotowaniach do wesela?

wtorek, 14 czerwca 2011

Teraz lubię tę pracę


Zjawiskowo piękna, zdolna i wszechstronnie wykształcona. W serialu „Barwy szczęścia” oglądamy ją jako Izę, ofiarę domowej przemocy. – Zdecydowałam się na przyjęcie tej roli właśnie ze względu na istotny temat społeczny – wyjaśnia aktorka, Agnieszka Wagner.


Pani uroda jest ikoną piękna: „jest naturalna, klasyczna”, „esencja kobiecości w czystej formie”, „kobieta z klasą, która mimo upływu lat wciąż wygląda znakomicie”…

– Litości, wystarczy! Te słowa łechcą próżność, ale też stresują. Obciążające jest poczucie, że ktoś mnie obserwuje i ocenia… Zwłaszcza że ja nigdy nie uważałam się za szczególnie ładną. Długo byłam brzydkim kaczątkiem.

Nie wierzę, zwłaszcza wiedząc, że od dziecka tańczyła pani w „Gawędzie”.

– Tam to dopiero wszystkie dziewczynki były ode mnie ładniejsze! A jeśli nawet nie były, to ja miałam poczucie, że są. Uważam, że aktorce uroda nie zawsze bywa pomocna, to nie jest najważniejszy atut w tym zawodzie. Na pierwszych zdjęciach próbnych w życiu, na które poszłam mając 15 lat, pokonałam setkę kandydatek, z pewnością nie samym wyglądem. Poza tym akurat mój „niedzisiejszy” typ urody do współczesnego kina niespecjalnie pasuje. Nie wyglądam np. na dziewczynę z blokowiska. Hip-hoperki też nie da się raczej ze mnie zrobić, żeby nie wiem jaką charakteryzacją.

Kusiłaby panią taka rola?

– Powinnam powiedzieć, że każdą rolę bym zagrała, bo aktorzy kochają takie wyzwania. Ale to niemożliwe, nie byłabym wiarygodna. Dziś stosuje się dużo delikatniejsze niż kiedyś środki wyrazu. Współczesne kino szuka prawdy w ruchach, gestach, w sylwetce…

To kino żąda też wiecznej młodości. Jak pani przeżyła swoje czterdzieste urodziny?

- Urodziny mam 17 grudnia, równo tydzień przed Wigilią. Co roku o tej porze wszyscy zajmują się wyłącznie świętami, nikt nie ma czasu ani głowy obchodzić moich urodzin, ze mną włącznie. Powoli oswajałam się z nimi od początku ubiegłego roku, bo rocznikowo tę czterdziestkę zaliczyłam jedenaście i pół miesiąca wcześniej. Kiedyś spodziewałam się, że traumatycznym przeżyciem będzie trzydziestka, bo wszystkie moje koleżanki strasznie ją przeżywały, z ciężką depresją włącznie. Jak i mnie huknie, myślałam, to się nie pozbieram. A jak przyszła, byłam "ogólnożyciowo" bardzo szczęśliwa i pewnie dlatego ta trzydziestka spłynęła po mnie jak woda po gęsi, bez śladu. I to samo jest z każdymi następnymi urodzinami. Jeśli życie jest uporządkowane, ma wewnętrzny sens, to rachunek sumienia w okrągłą rocznicę nie wypada dramatycznie.

Nie irytuje pani ten ciągły wyścig z czasem?

- Patrzę z niepokojem i niedowierzaniem na to, co się porobiło z tym światem, że trzeba udawać młodość za wszelką cenę i w każdym wieku. Po co? Na wszystko w życiu jest czas i miejsce, w żadnym razie nie chciałabym wiecznie mieć 18 lat. Oczywiście że gdy patrzę w lustro, widzę zmarszczki i wiem, że będzie ich coraz więcej. Już nie wyglądam jak dziewczyna, wyglądam jak kobieta. Na całe szczęście! Zapracowałam na to. I dobrze mi z tym (śmiech).

Ta presja mężczyzn prawie nie dotyczy. Kobiety są dyskryminowane w tym zawodzie?

- Aktorzy im są starsi, tym więcej i ciekawsze dostają role, a aktorki wprost przeciwnie. To zaś wpływa na możliwości rozwoju i dalszą swobodę artystycznych wyborów. W okolicach pięćdziesiątki jest dziura wiekowa, dla kobiet w ogóle nie ma ról. Aktorki też mniej zarabiają, jedyna pociecha, że w Hollywood mają ten sam problem. Tylko liczba zer po pierwszych cyfrach nas różni.

Pani jednak zdarzają się coraz poważniejsze role. Choćby rola Izy Gordon z "Barw szczęścia". Widzowie od dawna tęsknią, żeby pani bohaterka odczepiła się już wreszcie od tego męża satrapy. A ona od niego odchodzi i, niestety, wraca.

- W serialach irytujące bywa, że losy bohaterów falują: góradół, szczęście-nieszczęście, dola-niedola i znów. Ale akurat w przypadku tej bohaterki sinusoida jest w pełni uzasadniona. W związkach, w których kobieta jest ofiarą przemocy domowej, tak właśnie jest. Mąż dręczy, potem przeprasza, potem znów bije. Kobiety trwają w chorych związkach, próbują się wyrwać, po czym wpadają w piekło od nowa. I tak to się ciągnie latami.

Wiele pań, oglądających serial, odnajduje swój los w Izie.

- I właśnie dlatego ją gram. Proszę zwrócić uwagę, że nigdy wcześniej nie podjęłam tak długotrwałego zobowiązania zawodowego. Broniłam się przed serialami, mimo że wielokrotnie otrzymywałam takie propozycje. Na tę rolę zdecydowałam się właśnie ze względu na istotny temat społeczny. Przemoc domowa zdarza się dużo częściej, niż zdajemy sobie z tego sprawę. I nie jest to tylko problem marginesu społecznego, przemoc zdarza się też w domach ludzi wykształconych, dobrze sytuowanych i miłych dla sąsiadów.

Odzew na tę rolę jest duży? Ludzie panią zaczepiają, doradzając, jak Iza powinna postępować?

- Ogromny. W sklepie, na ulicy, ludzie komentują poczynania bohaterki, próbują jej dodać odwagi, często utożsamiają mnie z graną postacią. Charakterystyczne jednak, że niewiele kobiet przyznaje się, że jest ofiarą, nie mają odwagi się ujawnić.

Nawet gdyby tę odwagę znalazły, co tu poradzić?

- Też się nad tym zastanawiałam. Co powiedzieć, gdy ktoś szuka u mnie wsparcia? Dlatego nawiązałam współpracę z Centrum Praw Kobiet, dzięki któremu maltretowane kobiety mogą liczyć na pomoc prawną, psychologiczną, socjalną czy terapeutyczną. Jestem ambasadorką tej fundacji, niedawno przy okazji premiery "Toski" prowadziłam w poznańskim Teatrze Wielkim debatę "Kobieta. Ofiara i sprawca przemocy". Historie, które można usłyszeć w czasie takich spotkań są często szokujące.

Skala tego zjawiska jest rzeczywiście tak wielka?

- Porażająca. Ocenia się, że dotyczy nawet 1/3 kobiet. Włos się jeży na głowie, gdy się słyszy, jak ofiary przemocy domowej w naszym kraju potrafią jeszcze do tego być traktowane przez państwo, sądy, policję, lekarzy. Włączyłam się w działanie fundacji, bo to jeden z takich momentów, kiedy można zrobić dobry użytek ze swojej popularność, można komuś pomóc.

Iza jest taka niezdecydowana... Ludzie nie mają jej dość?

- Taka niezdecydowana, taka naiwna... Ludzie tracą cierpliwość do takich osób, to jeden z problemów. Nie rozumieją, że ofiara jest uzależniona od sprawcy, i to nie tylko ekonomicznie. To cały węzeł skomplikowanych psychicznych zależności. A wszystko to sprawia, że dla mnie jako aktorki postać jest ciekawa, jest co grać.

Pani córka widzi panią nieraz na ekranie? Nie niepokoi się, że z mamą coś jest nie tak? Mówi coś na ten temat?

- (śmiech) Ona ma 5 lat, więc mówi bez przerwy. Staram się, żeby dziecko mnie akurat w tym serialu nie oglądało, bo niektóre sceny są zbyt drastyczne. Jeżeli przypadkiem coś zobaczy, próbuję wytłumaczyć, że to rola, a nie życie. Rozmawiam. Dokładnie tak samo, jak gdy widzi coś niepokojącego na ulicy. Też staram się to wyjaśnić, na miarę wieku, ale bez ściemniania.

Ma pani dyplomy historyka sztuki i ekonomisty. Nigdy pani nie kusiło, żeby zająć się czymś... poważniejszym niż aktorstwo?

- Mam szerokie wykształcenie, ale ani historii sztuki, ani ekonomii nigdy nie traktowałam jako zawodu, oba kierunki skończyłam wyłącznie dla przyjemności intelektualnej, gdy już byłam aktorką.

Praca, praca i praca - to Pani zdaniem jedyny klucz do sukcesu?

- Nie tylko. Szczęście jest ważniejsze.

Pani go nie ma?

- Nie jestem typem szczęściarza, któremu wszystko spada z nieba. Może gdybym zaczęła bardziej w to wierzyć, to by coś mi wreszcie spadło? Czasem z lekką zazdrością obserwuję, jak innym nieprawdopodobnie się układa.

Przyznaje się pani do złych emocji w stylu: "wszystkim wokół się udaje, tylko nie mnie?" Bywa, że chce pani rzucić ten zawód?

- Złe emocje staram się trzymać na wodzy, nie kierować na zewnątrz, bo wierzę, że wracają. Natomiast rzucam to wszystko przynajmniej raz w tygodniu! Jak mnie coś dobije (śmiech)... Ale potem się człowiek jakoś podnosi i idzie dalej. Ten zawód bywa okrutny, bezwzględny.

Tak jak w innych branżach.

- Każde środowisko ma swoje piekiełko. Tylko że to aktorskie jest jeszcze dodatkowo na widoku publicznym. Ponadto tu kryteria oceny są subiektywne. Każdy, czy się na tym zna, czy nie, ma prawo ocenić, że "beznadziejnie zagrane", niezależnie, słusznie czy nie. Trzeba mieć pokłady wewnętrznego spokoju, żeby to przetrwać. To praca zbiorowa, jej wynik nie zależy tylko ode mnie. Czasem zdarza się, że człowiek daje z siebie wszystko, wydaje mu się, że było fantastycznie, a potem się okazuje, że zdjęcia wyszły nieciekawe albo ktoś zapomniał zrobić promocję i ten cały wysiłek idzie na marne.

Nigdy nie ma pani pretensji do siebie?

- Przeciwnie, zawsze mam jakieś pretensje do siebie. Jestem swoim najostrzejszym krytykiem. Zawsze mam poczucie, że można było zrobić coś lepiej, inaczej. Mam też świadomość okoliczności, które wpłynęły na efekt końcowy, choć w ostatecznym rozrachunku one w ogóle się nie liczą. Dla widza nie jest ważne, że na planie było zimno, reżyser miał kaca albo że czasu było za mało.

Co panią wyciąga z dołków?

- Zdarzają się momenty uskrzydlające, poczucie, że tworzy się coś fantastycznego, że są fajni partnerzy, że się czegoś uczę. Czasem uwielbiam tę pracę.

Zdumiewające, że nazwisko aktorki o oczywistych atutach, wszechstronnie wykształconej, o takiej urodzie, znajomości czterech języków, aktorki, która zaczęła życie zawodowe wcześnie i tak dobrze, niekoniecznie jest dziś znane wszystkim...

- (śmiech) I chwała Bogu! Cenię sobie prywatność. Świadomie nie biorę udziału w bankietach, talk- -show czy rozmaitych "Jak oni coś tam..." Mnie taka popularność nie kręci.

Dostaje pani takie propozycje?

- Po kolei. Konsekwentnie odmawiam, mimo że presja jest silna.

I pieniądze niemałe...

- Nie mam za złe kolegom, którzy biorą udział w takich programach, zwłaszcza jeśli czynią to z wdziękiem i w zgodzie z własnym temperamentem, a tacy są. Ale oglądać tego nie cierpię i sama nie chcę w tym uczestniczyć, nawet za nie wiem za jakie pieniądze.

Nie przekonuje pani fakt, że te programy porywają wielomilionową publiczność?

- Przecież tam nie chodzi o to, jak ktoś tańczy czy śpiewa, tylko jaką historię zdoła wykreować wokół siebie. A mnie nie interesują prawdziwe ani udawane romanse. Ani producenci kombinujący, jak przeczołgać uczestników, żeby zwiększyć oglądalność. Nie mam parcia na szkło, choć wiem, że w tym zawodzie jest to wada. Moja agentka powtarza mi to codziennie...

Słynny problem: mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko.

- Usprawiedliwia mnie to, że od czasu, kiedy zdecydowałam się na ten zawód, świat wywrócił się do góry nogami. Powiem szczerze: dla mojego spokoju wewnętrznego najlepiej by było w ogóle zrezygnować z całego pakietu - z jednej strony z satysfakcji, jaką od czasu do czasu daje mój zawód, a z drugiej z całego towarzyszącego temu targowiska próżności. Mogłabym to zrobić. Jednak w zamian musiałabym mieć coś innego, co by mnie tak kręciło...

Może drugie dziecko?

- (śmiech) Podobno tylko pierwsze stanowi rewolucję i tę mam już za sobą. Drugie zmienia w życiu niewiele, czwarte w ogóle rodziców nie absorbuje, a dalej już tylko nirwana...

Rozmawiała Bożena Chodyniecka

[WŁASNOŚĆ TELE TYDZIEŃ - BAUER S.A]

czwartek, 9 czerwca 2011

Wywiad: Widzi świat z góry

Przy spotkaniu Dobromir Dymecki ujmuje otwartością, szczerością i poczuciem humoru. Śmieje się, że mając prawie dwa metry wzrostu, może oglądać wszystkich z góry.

   
Przemek, Pana bohater z "Barw szczęścia" zadomowił się już w Zakrzewiu na dobre?
- No tak, osiedlił się tu, znalazł pracę w miejscowej szkole jako nauczyciel geografii. Jego lekcje prowadzone są w sposób nowatorski i niekonwencjonalny - jako zapalony cyklista organizuje wycieczki rowerowe, razem z młodzieżą zwiedza okolice, pokazuje uczniom, jak poznawać świat inaczej, niż tylko z kart podręczników, książek podróżniczych, uaktywnia w nich potrzebę odkrywania nowych szlaków myślowych.
Dyrekcja szkoły popiera te inicjatywy pomysłowego geografa?
- Jak najbardziej! Pani Anna Marczak (Dorota Kolak), dyrektorka gimnazjum, jest osobą otwartą i postępową, toteż sprzyja młodemu nauczycielowi. Zresztą to jej właśnie Przemek zawdzięcza swoją posadę. Od początku dostrzegła w nim dobry materiał na pedagoga i na... zięcia. Przecież, jak wiemy, to za sprawą jej córki, Malwiny (Joanna Gleń), trafił do Zakrzewia.
Jak Panu się pracuje z serialową Malwiną?
- Wspaniale! Poznaliśmy się już na castingu i od pierwszej chwili wiadomo było, że potrafimy się dobrze porozumieć. Nawet bez słów.
Dzieli Was kilkadziesiąt centymetrów wzrostu, ma Pan blisko dwa metry!
- Jestem do tego przyzwyczajony, że widzę wszystkich z góry (śmiech). Z Asią i tak nie ma problemu, gorzej, jak trafi się niższa aktorka, wtedy muszę grać na ugiętych kolanach! Już w szkole filmowej mówili mi, że będę zmorą operatorów, ale jakoś mi to specjalnie nie przeszkadza. Przynajmniej się wyróżniam (śmiech)!
Wyróżnia się Pan też blond fryzurą. To naturalny kolor?
- Pewnie, że tak. Można powiedzieć, że zostałem obdarowany typowo nordyckimi genami (śmiech).
I nietypowym imieniem. Rodzice cenią sobie oryginalność czy to jakaś tradycja rodzinna?
- Ani jedno, ani drugie. Miałem być ponoć Mateuszem, ale mój brat, Łukasz, starszy ode mnie o pięć lat, zafascynowany wówczas swą ulubioną bajką, zmusił rodziców do nazwania mnie imieniem jej bohatera i tak oto zostałem Dobromirem. Swoją drogą, zabawne, jak różnie ludzie zdrabniają to imię - a to mówią Dobi, Dobek, Dobruś, czy Dobrut, zdarza się też, że... Doberman (śmiech)! Tylko rodzice, niezmiennie, zwracają się do mnie normalnie, po prostu Dobromir. To dobre imię.

Zmieniają całe życie

Ogniste romanse, zdrady, nieoczekiwane końce przyjaźni i trudne życiowe wybory to tylko część zmian, jakie zobaczymy w lubianych serialach przed wakacyjną przerwą. Kto ma powody do radości, a kto do zmartwień?



W ciąży będzie pani prokurator z „M jak miłość”, Agnieszka (Magdalena Walach). Jednak nie z Wernerem (Jacek Kopczyński), jak planowała, a z Andrzejem Budzyńskim (Krystian Wieczorek). Oboje nie wiedzą, jak mają teraz spojrzeć Marcie (Dominika Ostałowska) w oczy, ani też, jaką podjąć decyzję.
Zdrada i niechciana ciąża
W nieplanowanej ciąży będzie też Weronika (Renata Dancewicz) w „Na Wspólnej”. Wie, że to dziecko Sebastiana (Robert Jarociński) i jest gotowa usunąć ciążę, aby nie dowiedział się o jej zdradzie mąż (Zbigniew Stryj).


Awantury kochanków
W „Barwach szczęścia” temperatura romansu Ksawerego (Sebastian Cybulski) i Kingi (Agnieszka Kawiorska) sięgnie zenitu. Para zacznie na siebie w nerwach krzyczeć i awanturę usłyszy Tymon (Hubert Jarczak). Dowie się wtedy, co tak naprawdę łączy Kingę i Ksawerego...
Przerwany ślub
Nie mniej emocji będzie w „Plebanii”. Jagna (Aleksandra Woźniak) będzie czekała na narzeczonego w kościele. Kiedy jednak ksiądz zapyta Karola (Adam Bauman), czy ten chce dobrowolnie zawrzeć związek małżeński, Karol zaprzeczy!

Nowe perypetie czekają też bohaterów „Klanu”. Bogna (Justyna Sieńczyłło) zastanawia się, czy odejść od Leszka (Artur Dziurman), ale trudno jej zdecydować się na ten krok, gdy męża postrzeli bandyta.
Wielkie zmiany czekają też Lenę (Anita Sokołowska) w „Na dobre i na złe”. Dr Starska będzie w upragnionej ciąży. Latoszek (Bartosz Opania) najpierw się ucieszy, ale potem zacznie się martwić, jak ciąża wpłynie na zdrowie Leny.



Finałowe odcinki ulubionych seriali:
"M jak miłość"/ TVP 2, poniedziałek, 13.06, g. 20.45
"Barwy szczęścia"/ TVP 2, czwartek, 16.06, g. 20.10
"Klan"/ TVP 1, piątek, 10.06, g. 17.55
"Na dobre i na złe"/ TVP 2, piątek, 17.06, g. 20.05
"Plebania"/ TVP 1, piątek, 10.06, g. 17.25

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Hubert przyłapany na zdradzie

Pyrka (Marek Molak) zauroczy się starszą od siebie Patrycją (Marta Dobecka). Do tego stopnia straci dla niej głowę, że będzie się z nią całował! Los sprawi, że Klara (Olga Jankowska) to zobaczy...
 
Czym 23-letnia Patrycja zaimponuje maturzyście? Urodą, doświadczeniem i znajomością muzyki. Na dodatek atrakcyjna dziewczyna poinformuje go, że pracuje dla firmy fonograficznej i zajmuje się między innymi łowieniem talentów. Wskoczy mu na ręce Patrycja będzie pod wrażeniem hardości Huberta. W pewnym momencie złamie obcas, więc Pyrka zaniesie ją na rękach do domu. Od razu po rozstaniu zaczną słać sobie SMS-y. Zauroczony Hubert po powrocie do domu na gorąco przystąpi do komponowania nowej piosenki.

Zatytułuje ją „Spacer”. Przez pomyłkę pomylą mu się adresy i prześle ją do… Klary. Jednocześnie napisze maila do Patrycji, aby sprawdziła skrzynkę, bo tam czeka na nią niespodzianka. Tymczasem przeżywająca niemożność porozumienia się z Hubertem Klara będzie oczarowana kompozycją. Wszystkie kłopoty zrzuci na karb stresów związanych z maturą. A Pati zaprosi Huberta na imprezę z okazji urodzin. Po wyjściu z klubu zaczną się całować. Zobaczy ich Klara i stanie jak wryta.

Czy mu wybaczy?